Menu GłównePoprzednia częśćNastępna cześć

 

Juliusz Verne

Pływające miasto

(Rozdział XVI - XVIII)

Tytuł oryginału francuskiego: Une Ville flottante

plymia_01.jpg (31496 bytes)

Opracowanie i wstęp:

MICHAŁ FELIS I Andrzej Zydorczak (1995)

(na podstawie przekładu zamieszczonego

w tygodniku "Ruch Literacki"  w roku 1876

pod tytułem "Miasto pływające")

 

Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak

© Andrzej Zydorczak

Rozdział XVI

szedłszy do dużego salonu, ujrzałem taki afisz na drzwiach:

 

Dziś w nocy

Część pierwsza

Ocean Time pan Mac Alpine

Śpiew: Piękna wyspa morska pan Ewing

Czytanie: pan Affleet

Piano solo:114 Pieśń pasterza    pani Alloway

Śpiew szkocki doktor T…

Dziesięć minut pauzy

 

Część druga

Piano solo: pan Paul V.

Burleska:115 Dama z Lyonu doktor T…

Rozrywka: sir James Anderson

Śpiew: Szczęśliwa chwila pan Norville

Śpiew: Pamiętaj! pan Ewing

Finał

God save the Queen116

 

Był to, jak widać, kompletny koncert: z pierwszą częścią, międzyaktem, drugą częścią i finałem. Zdawało się jednak, że czegoś brakuje w tym programie, gdyż po za sobą usłyszałem szemranie:

– Masz tobie! Nie ma Mendelssohna!117

Odwróciłem się. Był to zwykły steward, protestujący przeciw opuszczeniu jego ulubionej muzyki.

Powróciłem na pokład i począłem szukać Mac Elwina. Corsican zawiadomił mnie, że Fabian wyszedł z swej kajuty. Chciałem, nie będąc natrętnym, wyrwać go z osamotnienia. Spotkałem go na dziobie parowca. Rozmawialiśmy jakiś czas, ale bez żadnych aluzji do jego przeszłego życia. Niekiedy przestawał mówić i zamyślał się, zatopiony sam w sobie, nie słysząc mnie i ściskając pierś, jak gdyby chciał stłumić jakiś bolesny spazm.

Podczas gdy przechadzaliśmy się, Harry Drake kilkakrotnie rozminął się z nami. Zawsze ten sam: hałaśliwy, wymachujący rękami, zawadzający jak wiatrak ustawiony w sali tanecznej. Być może, iż myliłem się, ale wydało mi się, że Harry Drake wpatrywał się w Fabiana z pewną natarczywością. Musiał to dostrzec i Fabian gdyż zapytał mnie:

– Kim jest ten człowiek?

– Nie wiem – odpowiedziałem.

– Nie podoba mi się – dodał Fabian.

Puśćcie dwa statki na otwarte morze bez wiatru, bez prądu, a skończy się na tym, że się spotkają. Rzućcie dwie bezwładne planety w przestrzeń, a jedna upadnie na drugą. Postawcie dwóch nieprzyjaciół wśród tłumu, a niechybnie spotkają się. To przeznaczenie. To tylko kwestia czasu.

Z nadejściem wieczoru koncert odbył się zgodnie z programem. Wielki salon, zapełniony słuchaczami, był ślicznie oświetlony. Przez uchylone iluminatory wyglądały ogorzałe twarze i wielkie czarne ręce majtków, jak maski wtopione w esownicach118 sufitu. Przy otwartych drzwiach tłoczyli się stewardzi. Większa część widzów, mężczyzn i kobiet, siedziała na bocznych kanapach i w środku na krzesłach, fotelach i stołkach. Wszyscy byli zwróceni twarzami ku fortepianowi, mocno przyśrubowanemu między dwojgiem drzwi, wiodących do damskiego salonu. Od czasu do czasu kołysanie się statku poruszało całe zgromadzenie, krzesła i stołki ślizgały się, głowy pochylały wszystkie razem to w jedną to w drugą stronę, jedni drugich chwytali się w milczeniu, bez żadnych żartów. Ale w sumie, z powodu ścisku, nie trzeba było obawiać się upadków.

Rozpoczęło się od Ocean Time. Była to gazeta codzienna, polityczna, handlowa i literacka, którą kilku podróżników wydawało na potrzeby statku. Amerykanie i Anglicy bardzo lubią ten rodzaj spędzania czasu. Redagują oni gazetę w ciągu dnia. Dodajmy, że jeżeli redaktorzy nie są wymagający na gatunek artykułów, to czytelnicy nie są tym bardziej. Poprzestają na czymkolwiek.

Numer z dnia 1 kwietnia zawierał artykuł wstępny, dość rozwodniony, o ogólnej polityce, rozmaite wiadomostki, które nie pobudziłyby do uśmiechu Francuza, kursy giełdowe, niezbyt dowcipne, bardzo naiwne telegramy i kilka bladych bieżących nowin. Prawdę powiedziawszy, ten rodzaj żartów nie zachwyca nikogo prócz ich autorów.

Szanowny Mac Alpine, dogmatyczny Amerykanin, odczytał z przekonaniem tę niezbyt dowcipną elukubrację119 przy wielkim aplauzie słuchaczy i zakończył czytanie swe następującymi nowinkami:

„Donoszą, że prezydent Johnson120 abdykował na rzecz generała Granta.121

Podają jako pewnik, że papież Pius IX następcą swym wyznaczył syna cesarza Napoleona III.122

Mówią, że Fernando Cortez wytoczył Napoleonowi III proces o bezprawne podrabianie zdobycia Meksyku”.123

Gdy obsypano przynależnymi oklaskami Ocean Time, szanowny pan Ewing, tenor124 i bardzo przystojny chłopiec, odśpiewał „Piękną wyspę morską” z całą szorstkością angielskiego gardła.

plymia_13.jpg (31714 bytes)

Reading, czytanie wydało mi się wątpliwej wartości. Po prostu pewien Teksańczyk odczytał dwie czy trzy kartki z jakiejś książki, rozpocząwszy cicho, a zakończywszy głośno. Dostał duże oklaski.

„Pieśń pasterza” na fortepian solo, wykonana przez panią Alloway, pewną Angielkę grającą „w minorowym sosie”, jak mawiał Théophile Gautier125 i farsa szkocka doktora T… zakończyły pierwszą część koncertu.

Podczas antraktu,126 trwającego dziesięć minut, nikt z obecnych nie ruszył się z miejsca. Zaczęła się druga część koncertu. Francuz, Paul V.,127 wykonał dwa śliczne walce, jeszcze nie wydane, którym głośno przyklaśnięto. Doktor pokładowy, młody brunet, bardzo miły, wyrecytował komiczną scenę, rodzaj parodii z „Damy z Lyonu”, dramatu bardzo modnego w Anglii.

Po grotesce nastąpiła „rozrywka”. Co pod tą nazwą przygotował sir James Anderson? Czy będzie to odczyt, czy kazanie? Ani jedno, ani drugie. Sir James Anderson zawsze uśmiechnięty, wstał, wyjął z kieszeni talię kart, zakasał swe białe mankiety i zaczął pokazywać sztuki, których naiwność sowicie okupiona była wdziękiem. Oklaski i „hurra!”

Po „Szczęśliwej chwili” pana Norville’a i „Pamiętaj” pana Ewinga program zapowiadał hymn „Boże zachowaj królową”. Ale kilku Amerykanów uprosiło Paula V., aby im zagrał narodowy hymn francuski. I zaraz uległy mój ziomek zaczął nieuchronne „Partant pour la Syrie”.128 Nastąpiła energiczna reklamacja ze strony Nordystów,129 którzy woleli słuchać „Marsylianki”. Nie każąc się długo prosić, grzeczny fortepianista z uprzejmością, która świadczyła lepiej o jego zdolnościach muzykalnych, aniżeli o przekonaniach politycznych, po mistrzowsku odegrał sławną pieśń Rougeta de Lisle.130 To było ozdobą koncertu. Potem zgromadzeni, stojąc, zaintonowali powoli ten hymn brytyjski który „prosi Boga by zachował królową”.

Ogólnie biorąc, ten wieczór wart był tyle, co zwykłe wieczory amatorskie. Można powiedzieć, że przede wszystkim przyniósł sukces autorom i ich przyjaciołom.

Fabiana nie było na koncercie.

 Rozdział XVII

nocy z poniedziałku na wtorek morze było bardzo wzburzone. Bulaje znowu rozpoczęły swe rozpaczliwe jęki, a paki wędrówkę po salonach.

Gdy koło siódmej rano wszedłem na pokład, padał deszcz. Wiatr wzmógł się. Oficer wachtowy kazał zwinąć żagle. Parowiec nie mając oparcia, zaczął mocno kołysać się.

Przez cały dzień, 2 kwietnia, pokład pozostał pusty. Nawet salony były opuszczone. Podróżni ukryli się w kajutach i dwie trzecie z nich nie pokazało się ani na lunchu, ani na obiedzie. Gra w wista stała się niemożliwa, ponieważ stoły usuwały się z pod rąk graczy. O szachach nie było co myśleć. Kilku odważnych, leżąc na kanapach, czytało lub spało.

Nie było wielkiej różnicy, gdy wyszło się na pokład. Tam marynarze okryci nieprzemakalnymi płaszczami i kapeluszami przechadzali się z filozoficznym spokojem. Zastępca dowódcy, szczelnie owinięty w płaszcz kauczukowy, pełnił wachtę na mostku kapitańskim. Pod potokami deszczu, wśród porywów wiatru, małe jego oczka błyszczały zadowoleniem. Człowiek ten lubił takie rzeczy, a parowiec płynął według jego woli.

O kilka kabli od okrętu niebieskie i morskie wody zlewały się we mgle. Atmosfera była ponura. Kilka ptaków przeleciało z krzykiem pośród tej wilgotnej mgły.

O dziesiątej godzinie zasygnalizowano z lewej burty statek trzymasztowy, mający tylny wiatr, ale narodowości jego nie można było rozpoznać.

Koło jedenastej wiatr zelżał i obrócił się o dwa rumby.131 Wiała północno-zachodnia bryza.132 Deszcz prawie nagle ustał. Błękit nieba ukazał się w przerwach pomiędzy chmurami. Pojawiło się słońce i pozwoliło robić pomiary mniej więcej dokładne. Notatka zawierała następujące liczby:

Szer. 46° 29’ N

Dług. 42° 25’ W

Przebyta droga: 256 mil.

A więc pomimo że w kotłach wzrosło ciśnienie, szybkość parowca nie zwiększyła się. Ale obwiniać o to należało wiatr zachodni, który wiejąc parowcowi prosto w oczy znacznie opóźniał na jego bieg.

O drugiej godzinie mgła na nowo zgęstniała, wiatr również nabrał siły. Gęstość mgieł była tak wielka, że oficerowie stojący na mostku nie mogli dostrzec ludzi na dziobie statku. Takie opary, nagromadzone nad falami, stanowią największe niebezpieczeństwo żeglugi; sprawiają one, że niepodobna uniknąć zderzenia statków, a takie uderzenie na morzu jest niebezpieczniejsze od pożaru. Toteż podczas mgły oficerowie i marynarze zwiększyli bardzo czujność, co nie było zbyteczne, gdyż nagle około godziny trzeciej, nie dalej jak o dwieście metrów od Great Eastern, ukazał się trójmasztowiec. Statek nasz w porę jeszcze zrobił zwrot i wyminął go, dzięki szybkości, z jaką wachtowi,133 za pomocą sygnałów, zawiadomili sternika o jego ukazaniu się. Sygnały te, bardzo dobrze ustalone, były dawane za pomocą dzwonu, umieszczonego na pomoście dziobowym. Jedno uderzenie oznaczało: okręt przed dziobem, dwa: okręt z lewej burty, trzy uderzenia: okręt z prawej burty. Natychmiast sternik sterował okrętem tak, aby uniknąć zderzenia.

Wiatr wzmagał się aż do wieczora, jednakże kołysanie statku zmniejszyło się ponieważ morze, już znacznie zasłonięte poniekąd przez szczyty Nowej Ziemi,134 nie mogło się zbytnio rozigrać.

Zapowiedziano na ten dzień nowy entertainment135 sir Jamesa Andersona. O wyznaczonej godzinie salony zapełniły się. Ale tym razem nie chodziło już o sztuczki z kartami. James Anderson opowiedział historię kabla transatlantyckiego, który sam układał. Pokazywał fotografie przedstawiające rozmaite maszyny, wynalezione dla jego zatapiania, modele przyrządów służących do łączenia części kabla. Zasłużył w zupełności na trzykrotny okrzyk „hurra!”, który zakończył jego odczyt; znaczna część tych okrzyków należała się promotorowi136 tego przedsięwzięcia, szanownemu Cyrusowi Fieldowi, obecnemu tego wieczora w salonie.

 Rozdział XVIII

a drugi dzień, 3 kwietnia, już w pierwszych godzinach porannych na widnokręgu pokazała się ta szczególna barwa, którą Anglicy nazywają blinck. Jest to białawy odblask oznajmiający, że niedaleko znajdują się lody. Rzeczywiście, Great Eastern płynął wtedy w okolicach, gdzie ukazują się pierwsze icebergi, 137 które oderwały się od pływającej ławicy lodowej pochodzącej z cieśniny Davisa.138 Zorganizowano specjalną straż dla uniknięcia ciężkich zderzeń z tymi ogromnymi bryłami.

Wiał wtedy silny wiatr zachodni. Strzępy obłoków, prawdziwe łachmany pary, unosiły się nad powierzchnią morza. Poprzez dziury widać było lazur nieba. Dochodziło do uszu przytłumione pluskanie wzburzonych wiatrem fal, a zewsząd spadały drobne jak pył krople.

Ani Fabian, ani kapitan Corsican, ani doktor Pitferge nie ukazali się jeszcze na pokładzie. Poszedłem więc na dziób statku. Tam złączenie się dwóch ścian tworzyło wygodny kąt, rodzaj przytułku, w którym chętnie umieściłby się pustelnik. Wsunąłem się w ten kąt, usiadłem na jakimś zakratowanym oknie i oparłem nogi o ogromną rolkę. Wiatr wiejący prosto na okręt i uderzający o jego przód, przelatywał nad moją głową, nie dotykając jej. Miejsce to było dobre do rozmyślań. Z tego punktu wzrok mój obejmował cały ogrom statku. Mogłem widzieć długie jego linie, lekko wznoszące się i znowu zwężające ku tyłowi.

Na pierwszym planie majtek, zawieszony na wantach foka, przytrzymywał się jedną ręką, a drugą z wielką zręcznością wykonywał robotę; poniżej, na pomostach, szeroko stawiając nogi, przechadzał się inny marynarz wachtowy, bystro spoglądając na wszystkie strony. Na rufie, na mostku widziałem oficera, który odwrócony tyłem, w kapturze nasuniętym na głowę, opierał się porywom wiatru. Nie dostrzegałem morza, widziałem tylko małą, sinawą linię widnokręgu ponad tamborami. Unoszony potężnymi maszynami, parowiec rozcinał fale swoim ostrym dziobem i drżał jak ściany kotła, pod którym rozniecano silny ogień. Na końcu rur wylotowych tworzyły się jakby obłoczki mgły, które wiatr zgęszczał z nadzwyczajną szybkością. Ale olbrzymi statek unoszony przeciw wiatrowi na trzech falach,139 zaledwie odczuwał wzburzenie morza. Inny statek transatlantycki, mniej obojętny na kołysanie się, straszliwie byłby wstrząsany w takich warunkach.

plymia_14.jpg (32101 bytes)

O wpół do pierwszej wywieszone ogłoszenie wykazało 44° 53’ szerokości północnej i 47° 6’długości zachodniej. Tylko dwieście dwadzieścia siedem mil od dwudziestu czterech godzin! Młodzi narzeczeni musieli przeklinać te koła, które nie chciały obracać się szybciej, tę śrubę o powolnych ruchach i niedobór pary, nie działającej według ich pragnień.

Koło godziny trzeciej wiatr rozpędził chmury i niebo pojaśniało. Linia widnokręgu, utworzona z wyraźnej kreski, zdawała się rozszerzać dokoła środkowego punktu, który zajmował Great Eastern. Wiatr złagodniał, ale morze długo jeszcze wznosiło się długimi i szerokimi falami, dziwnie zielonymi i zwieńczonymi pianą. Takie wzburzenie było nieprawidłowe przy tak niewielkim wietrze – było nieproporcjonalne. Można by powiedzieć, że Atlantyk jeszcze dąsa się.

O godzinie trzeciej minut trzydzieści pięć zasygnalizowano trójmasztowiec z prawej burty. Przesłał on swój numer. Był to „Amerykanin”, statek Illinois, będący w drodze do Anglii.

W tej chwili porucznik H. oznajmił mi, że przepływamy skrajem Ławicy Nowofundlandzkiej, którą to nazwę nadali Anglicy płyciźnie przy Nowej Fundlandii. Jest to bogata część morza, niezmiernie obfitująca w dorsze. Na tej to przestrzeni w ogromnych rozmiarach odbywa się ich połów.

Dzień przeszedł bez żadnego wydarzenia. Na pokładzie ukazali się zwykli spacerujący. Dotąd jeszcze żaden przypadek nie doprowadził do spotkania się Fabiana z Harrym Drake’em, którego kapitan Archibald i ja nie spuszczaliśmy z oczu.

Wieczór spędziłem w dużym salonie wśród potulnych mieszkańców. Ćwiczenia wciąż te same: czytanie i śpiew. Wywoływały one te same oklaski, których nie szczędziły te same ręce tym samym artystom, moim zdaniem, miernym.

Przypadkowo powstał spór między jednym Nordystą a Teksańczykiem. Ten ostatni żądał cesarza dla stanów Południa. Na szczęście ta polityczna dyskusja, zagrażająca przeistoczeniem się w kłótnię, przerwana została nadejściem wymyślonej depeszy, adresowanej do gazety Ocean Time, zawierającej te słowa:

„Kapitan Semmes,140 minister wojny, kazał zapłacić Południu za szkody wyrządzone przez statek Alabama”.

Poprzednia częśćNastępna cześć

Przypisy

114 piano solo - indywidualne wykonanie utworu na fortepianie.

115 burleska - komiczny, żartobliwy utwór literacki lub muzyczny.

116 God save the Queen (ang.) - Boże zachowaj królową (brytyjski hymn państwowy).

117 Mendelssohn-Bartholdy Felix (1809-1847) - kompozytor niemiecki, jeden z głównych przedstawicieli romantyzmu.

118 esownica - motyw ornamentalny o kształcie przypominającym literę S.

119 elukubracja - mierny utwór literacki; tekst opracowany z mozołem, bez talentu.

120 Johnson Andrew (1808-1875) - 17 prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1865-1869; z powodu popierania korupcji w swojej partii demokratycznej stracił zaufanie.

121 Grant Ulisses Simpson (1822-1885) - naczelny wódz wojsk Unii; był prezydentem w latach 1869-1875.

122 syn Napoleona III - Napoleon Eugčne Louis Jean Joseph (1856-1879), zginął w wojnie z Zulusami; w roku 1849 Napoleon III pomógł papieżowi Piusowi IX w walce z republikanami włoskimi.

123 Cortez Fernando (wł. Cortez Hernan 1485-1547) - Hiszpan, zdobywca Meksyku. Cesarz Napoleon III w latach 1862-67 prowadził interwencję zbrojną w Meksyku.

124 tenor - najwyższy głos męski; człowiek o takim głosie.

125 Gautier Théophile (1811-1872) - poeta i prozaik francuski, twórca parnasizmu.

126 antrakt - przerwa między aktami koncertu, przedstawienia teatralnego.

127 Paul V. - Paul Verne, brat Juliusza Verne’a.

128 Partant pour la Syrie (fr.) - tytuł patriotycznej pieśni francuskiej.

129 Nordyści - tu: mieszkańcy północnych stanów USA.

130 Rouget de Lisle Claude Joseph (1760-1836) - twórca Marsylianki (1792), kapitan saperów w Strasburgu; poeta.

131 rumb - 1/32 okręgu, czyli około 23° .

132 bryza - lekki lokalny wiatr wiejący przy brzegu (do 35 km w głąb morza).

133 wachtowy - członek załogi pełniący wachtę.

134 Nowa Ziemia - francuska nazwa wyspy Nowa Fundlandia.

135 entertainment (ang.) - występ.

136 promotor - inicjator.

137 iceberg (ang.) - góra lodowa.

138 Cieśnina Davisa - cieśnina między Grenlandią a Ziemią Baffina.

139 na trzech falach unoszony - odstępy między falami musiały być takie, że jednocześnie pod kilem przebiegały trzy fale.

140 Semmes Raphael (1809-1877) - admirał Marynarki Konfederatów wojnie secesyjnej; przełamał blokadę okrętów Unii; dowodził okrętem Sumter; w roku 1862 objął dowództwo na zbudowanym przez Anglików okręcie Alabama; zniszczył lub przechwycił ponad 80 statków handlowych Unii; Alabama została zatopiona w roku 1864 koło Cherbourga przez okręt amerykański Kearsarge .